13 WRZEŚNIA 2020 | LITOCHORO | 8 MIN

Lost Trail

Na zapomnianych ścieżkach Olimpu

Lost Trail

Na zapomnianych ścieżkach Olimpu

13 WRZEŚNIA 2020 | LITOCHORO | 8 MIN

N 40°06'17.2" E 22°29'57.6"

Lost Trail

Na zapomnianych ścieżkach Olimpu

13 WRZEŚNIA 2020 | LITOCHORO | 6 MIN

Lost Trail

N 40°06'17.2"
E 22°29'57.6"

Greece

Ten bieg zaczął się właściwie w piątek, kiedy w Litochoro spadł deszcz. A może nawet kilka dni wcześniej, kiedy na jakiejś mapie pogody zobaczyłem, że do Grecji zbliża się tajfun Janus. Ale tajfun (tornado, itp.) na Morzu Śródziemnym? Przecież tu prawie nie wieje wiatr. Cokolwiek to było, przywiało nad Olimp ciężkie chmury i spadł deszcz. To było w piątek. Ale jeszcze w ten piątek wieczorem, kiedy odbierałem pakiet startowy, nasza wyschnięta rzeka Enipeas była tradycyjnie wyschnięta. Przeszedłem na drugi brzeg suchą stopą.

Ten bieg zaczął się właściwie w piątek, kiedy w Litochoro spadł deszcz. A może nawet kilka dni wcześniej, kiedy na jakiejś mapie pogody zobaczyłem, że do Grecji zbliża się tajfun Janus. Ale tajfun (tornado, itp.) na Morzu Śródziemnym? Przecież tu prawie nie wieje wiatr. Cokolwiek to było, przywiało nad Olimp ciężkie chmury i spadł deszcz. To było w piątek. Ale jeszcze w ten piątek wieczorem, kiedy odbierałem pakiet startowy, nasza wyschnięta rzeka Enipeas była tradycyjnie wyschnięta. Przeszedłem na drugi brzeg suchą stopą.

wielka woda

Jednak w sobotę rano kiedy szedłem na start, ta sama rzeka była ogromna, rozlewała się po wszystkich możliwych zakątkach swojej doliny, huczała złowrogo i nie zachęcała nawet żeby się do niej zbliżać, nie wspominając o przechodzeniu na drugą stronę. Podobny stan wody widziałem tu ostatnio w listopadzie. Start biegu został wstrzymany. Główny organizator – Lazaros pojechał sprawdzić czy jedyny most, który mieliśmy przekraczać w trakcie zawodów, ciągle istnieje.
A start miał być ponownie wyjątkowy. W ciągu godziny każdy zawodnik miał się po prostu pojawić na linii startowej i rozpocząć bieg; o dowolnie wybranej przez siebie porze (miedzy 6.00 a 7.00). Najnowsza wiadomość mówiła, że wystartujemy o 8.00. Miałem półtorej godziny czasu, wróciłem więc do domu. Okazało się jednak, że wielka woda tylko postraszyła, most nie jest zagrożony, ścieżki ciągle istnieją, możemy startować. To znaczy… wystartowali ci, którzy byli w pobliżu, kiedy ja pojawiłem się na starcie, prawie wszyscy byli już w trasie od jakichś 40 min. To ustawiło cały mój bieg. Musiałem wyprzedzać. A wiadomo przecież, że w trakcie zawodów nie ma nic przyjemniejszego niż wyprzedzanie.

najpiękniejsze ścieżki na Olimpie

To był mój pierwszy start w zawodach Lost Trail. Nie znaczy to jednak, że nie znałem trasy. Jeszcze jedna zaleta biegu rozgrywanego we „własnych” górach. W każdym momencie zawodów wiedziałem dokładnie gdzie jestem, ile do końca podbiegu i ile km do punktu żywieniowego, gdzie zawsze jest ślisko i kiedy będzie niebezpieczny zakręt. I to był drugi bardzo pozytywny element.

photos: Go Experience

A trasa Lost Trail jest w cudowny sposób skonstruowana: jakby ktoś powybierał najpiękniejsze i najbardziej biegowe ścieżki na Olimpie i połączył je w jedną całość. Wyłącznie singletracki, w dużym stopniu miękkie podłoże, bo pozostajemy w piętrze lasów, ale nie brakuje też kamieni, żeby było co przeskakiwać i żeby nie zabrakło emocji. Te ścieżki to prawie wyłącznie trawersy, dostajemy zatem w prezencie nieskończoną ilość zakrętów – w żadnym przypadku na trasie nie ma nudy. Tym bardziej, że są widoki. Niby wszędzie las, więc nie ma takiej otwartej przestrzeni jak na Płaskowyżu Muz, ale tak niesamowity i różnorodny las potrafi być tylko na Olimpie. I od czasu do czasu są jednak prześwity. Jakby na krótką chwilę ktoś odsłonił kurtynę drzew i pozwolił nam zajrzeć w głąb gór. A te góry są obezwładniające. Tremendum i fascinosum – jak mówił Rudolf Otto. Widać groźne, pionowe ściany, bo cały ten las wypełniony jest skałami, łagodne z pozoru zbocza są często pionowo podcięte, a wyobraźnia nieustannie szuka w tej plątaninie skał i drzew po drugiej stronie zbocza możliwych przejść, bo przecież gdzieś tam prowadzi nasza trasa i za chwilę będziemy nią biec. A jeszcze bardziej fascynujące w przypadku Lost Trail jest to, że dużą cześć tych niesamowitych ścieżek stworzył lub przywrócił do życia Lazaros Rigos ze współpracownikami i ciągle podtrzymuje ich istnienie. Nazwa Lost Trail nie jest zatem w żadnym sensie przypadkowa.

Lost Trail
photos: Go Experience

wyprzedzanie

Czy można się zatem dziwić, że od samego początku szło mi znakomicie?  Pierwszy podbieg pokonałem 8 min szybciej niż planowałem, przed pierwszym dużym podejściem miałem prawie 40 min zapasu. Biegłem. Prawie cały czas biegłem. Kiedyś zastanawiałem się jak to jest możliwe biec pod górę? Przecież pod górę cały czas się idzie, biegnie się na dół. Okazało się, że jest to przede wszystkim perspektywa miejsca. Jak mieszkasz cały czas w górach, podbiegi łagodnieją. Zastanawiasz się bardziej nad długością trasy do pokonania – jeśli jest długa nie opłaca się podbiegać najbardziej stromych odcinków, jak jest krócej, można próbować biec wszystko. Po 4 godz. 10 min byłem na Livadaki – najwyższym punkcie na trasie na 24-tym kilometrze. Na ostatnim Olympus Mythical Trail pokonanie tylko ostatnich 10 km z tego 24-kilometrowego odcinka zajęło mi ponad 5 godzin! Oto skala różnicy.

Wyprzedzałem. Cały czas wyprzedzałem. Na początku bardzo łatwo, bo spotykałem tych wolniejszych zawodników, później już trudniej, ale do samego końca. Wyprzedził mnie tylko jeden zawodnik – Owen Davis – późniejszy zwycięzca, ale zrobił to z prędkością tornada Janus – szalejącego gdzieś nad Peloponezem. Zrobił to na podbiegu, więc jest jeszcze ogromna przestrzeń do poprawy. 

kryzysy są przejściowe

Miałem kryzys – oczywiście. Ekstremalnie stroma ścieżka Gomarostalos na 32 km (za dwa tygodnie odbędą się na niej zawody Goumarostalos Vertical Mile) zastopowała mnie zupełnie. Kilka razy nawet się zatrzymałem i chwilę odpoczywałem. Zastanawiałem się co będzie dalej, ale bez niepokoju. W końcu na ultra wszystko może się zdarzyć, a kryzysy bywają przejściowe. Trochę mnie jednak zdziwiło, że kiedy zrobiło się nieco łagodniej mogłem ponownie biec. Widocznie to był mój dzień. 
Odkrywałem nie wiem który raz niesamowitą przyjemność szybkiego biegu. Nawet dobrze znana ścieżka, pokonywana wiele razy w tempie spacerowym, rekreacyjnym czy treningowym, sprawia zupełnie inne wrażenie przy pełnej prędkości. To się nazywa adrenalina, pobudzenie zmysłów, przeżycie metafizyczne? Jakby nie było nie zwolniłem nawet na końcowym, dosyć karkołomnym zbiegu do mety. 

I może najważniejsza refleksja na koniec. Najbardziej niezwykły jest fakt, że te zawody w ogóle się odbyły. W epoce powszechnego odwoływania imprez biegowych w Grecji i na świecie, Lazaros Rigos z całym zespołem trwa jak skała, niestrudzenie pokonując wszelkie trudności, pracując nad rozwojem biegów górskich, organizując kolejne edycje znanych imprez, a nawet dodając nowe. Lazare – wielki podziw i wdzięczność.

Oficjalna strona zawodów: TUTAJ

ZOBACZ TAKŻE

Scroll to Top