N 40°05'12.4"
E 22°21'33.4"
Olimp ma 55 szczytów wyższych niż 2000 m. Jeśli połączyć je wszystkie jedną linią, powstanie trasa o długości 100 km i przewyższeniu około 8000 m. Przebiegłem całą tę trasę. Zajęło to dokładnie 40 godzin, w tym około 5 godzin na sen. Dokładne parametry trasy trudno jednoznacznie podać. Mój zegarek zarejestrował 107,5 km ale mu nie ufam. Trasa narysowana wcześniej w aplikacji miała dokładnie 100 km. Oceniam, że prawdziwy dystans mógł wynieść około 102 km. Dane o przewyższeniach są o wiele bardziej wiarygodne: wg aplikacji powinno być 7400 m, zegarek zanotował 7612 m i jestem skłonny mu wierzyć.
Olympus Mythical Trail
CZYTAJ DALEJ
55 Peaks Project
55 Peaks Project opracował i pierwszy przebył (solo) Michiel Panhuysen w dniach 17-18 sierpnia 2018 roku. Później Michiel dwukrotnie powtórzył trasę w dwuosobowym zespole: Z Jakubem Hajkiem i Neequaye Dsane – obie próby w lipcu 2019 roku. Za każdym razem była to ta sama trasa, prowadząca z Kokkinopilos do Litochoro. Postanowiłem te trasę nieco zmodyfikować, a raczej zaproponować inną wersję. Ciągle jest to 55 najwyższych olimpijskich szczytów ale w mojej wersji start i meta zlokalizowane są w Litochoro. To zmienia oczywiście bardzo wiele. Przede wszystkim start znajduje się na wysokości 300 m a nie 1100. Na początku jest też długie podejście do pierwszego szczytu, kiedy trzeba pokonać 1800 m do góry. Jedna trzecie z tych 55 szczytów pokonywana jest w odwrotnej kolejności, a więc z innych stron są podejścia i zejścia.
dlaczego nowa trasa
Nie to jest jednak najważniejsze. Przyznam szczerze, że głównym motywem stworzenia tej nowej wersji, była chęć… przybliżenia jej większej ilości potencjalnych wędrowców. Oczywiście, jest to trasa ekstremalnie trudna (w skali turystów i biegaczy, nie wspinaczy). Jednak nawet w tych rejonach trudności możliwa jest pewna gradacja. W nowej konfiguracji na trasie znajdują się schroniska, do tego rozmieszczone dosyć równomiernie: na 25 km (Christakis), 50 km (Migkotzidis), 85 km (Livadaki). Da się zatem podzielić trasę na cztery dni (trzy noclegi) i wtedy z ekstremalnego wyczynu powstaje bardzo przyjemna (choć wymagająca) wycieczka górska. Należy tylko pamiętać, że te wszystkie schroniska to obiekty samoobsługowe, dają schronienie, można się przespać pod dachem, ale nie można tam liczyć na żadne jedzenie, picie czy inny serwis. To nie wszystko, na trasie znajdują się też trzy prawdziwe schroniska (Petrosrugka, Kakkkalos i Apostolidis), gdzie można coś zjeść i zaopatrzyć się w napoje, chociaż wszystkie trzy obiekty rozmieszczone są blisko siebie i da się z nich skorzystać tylko pierwszego dnia rano.
Jest też drugi ważny powód, dla którego zaproponowałem tę nową wersję 55 Peaks. Dwa najwyższe i najtrudniejsze szczyty: Mytikas i Stefani mają zupełnie inny charakter niż reszta trasy. Żeby na nie wejście wymagana jest odporność na przepaście i pewne umiejętności wspinaczkowe, tym bardziej, że nie ma tam żadnych sztucznych ułatwień. W oryginalnej wersji trasy z Kokkinopilos do Litochoro oba wypadają pod koniec pierwszego dnia, może nawet po ciemku, na dużym zmęczeniu. Powiem szczerze, że w takiej konfiguracji nie odważyłbym się pewnie tam pójść, pewność ruchów jest wtedy kluczowa. Dodatkowo, na Mytikas trzeba by wchodzi od strony szczytu Skala, a schodzić o wiele bardziej stromą drogą przez Lukki, która generalnie nie powinna być używana do zejścia, ze względów bezpieczeństwa zarówno schodzącego jak i innych turystów poniżej. W mojej konfiguracji Stefani i Mytikas wypadają pierwszego dnia około południa, ciągle na dużej świeżości, a podejście na Mytikas jest w „odpowiednim” kierunku, przez Lukki. Wszedłem na oba szczyty z ogromną przyjemnością i swobodą, w poczuciu że są najbardziej emocjonującym fragmentem przejścia i działają jak przysłowiowa wisienka na torcie.
Ścieżka twoich marzeń
CZYTAJ DALEJ
początek przygody
Wystartowałem kilkanaście minut po czwartej, sporo przed wschodem słońca, w całkowitych ciemnościach. Znaną mi dokładnie drogą przez Zilnia, Hadolia, Gortzia kierowałem się w stronę Płaskowyżu Muz. Wybrałem ekstremalnie stromy wariant ścieżką Anathema bo lubię te drogę, a w jej górnej części niesamowite wrażenie robią tysiącletnie drzewa robolo – wizytówka Olimpu. Można oczywiście pójść łatwiejszą trasą obok schroniska Petrostruga, chociaż wcześnie rano wszyscy jeszcze tam śpią. Tylko nieco wyżej znajduje się pierwszy z 55 szczytów – Mandres. Pierwszy i od razu jakoś emblematyczny. Z pewną trudnością udaje się go rozpoznać jako szczyt, bo wznosi się ponad otaczające zbocza maksymalnie na… 2 metry! Podobnie jest w przypadku 1/3 wierzchołków z tego zestawu, co powoduje pewne problemy nawigacyjne na trasie. W przypadku większości szczytów nie ma jednak żadnych trudności z ich lokalizacją, szczególnie jak wznoszą się ponad najbliższą przełęcz na wysokość… 600 m! Od razu musze też wyjaśnić, że poza dwoma wyjątkami, wszystkie pozostałe szczyty znajdują się w piętrze alpejskim powyżej górnej granicy lasu, nie trzeba ich zatem szukać po zaroślach ani w gąszczu kosówki (która zresztą na Olimpie nie występuje). Wszystkie są dobrze widoczne (jak nie ma mgły), chociaż nie są ułożone w jakąś logiczną linie, a więc bez bardzo dobrej znajomości terenu lub uprzednio przygotowanego pliku gpx nie da się znaleźć prawidłowej drogi.
Lost Trail
CZYTAJ DALEJ
Stefani i Mytikas
Zaraz za Płaskowyżem Muz zaczyna się podejście na Stefani – jedną z największych atrakcji na trasie. Ekstremalnie stroma wspinaczka po skałach, w górnej części przejście wąską półką nad przepaścią, a na samym końcu przejście kilku wierzchołków po bardzo wąskiej grani (tylko minimalnie szerszej niż Kopsi Naum). Ekspozycja po obu stronach, wrażenie unoszenia się wśród chmur gwarantowane. Do tego zupełna pustka – nikt tam nie chodzi, bo krąży opinia że trudno, a do tego nie jest to najwyższy jak Mytikas, więc po co? Emocji nie brakuje także na sąsiedniej nieco bliźniaczej drodze na Mytikas. Tam jednak często da się spotkać grupy prowadzone przez przewodnika, jak było i tym razem. Dla osób niezorientowanych w warunkach turystycznych na Olimpie cenna może być informacja, że oprócz tej jednej grupy na Mitykas, w trakcie całej 100 km trasy spotkałem tylko jednego (!) turystę – przez 40 godzin!. To było naprawdę solowe przejście.
Za szczytem Skala kończą się większe techniczne trudności, nie ma już skał ani wspinaczki. Jednak kończą się też ścieżki. Prawie do końca idę po luźnych, ostrych kamieniach (szczególnie na trawersach) i po kępach traw. Jest to tym bardziej dziwne, że część tych tras jest oznaczona różnymi znakami. Kilka fragmentów to trasa Faethon Marathon, mały odcinek to szlak Olympus Mythical Trail, jest też kilka fragmentów wymalowanych jakimiś innymi, nieznanymi mi znakami. Wszystkie one są jednak tak rzadko używane, że nie przekształcają się w ścieżki. Łatwiej nawigować, ale wcale nie łatwo się poruszać. Buty zapewniające dobrą ochronę – bardzo wskazane.
Pogoda na Olimpie na początku czerwca nie jest bardzo stabilna. Udało mi się wstrzelić w dwudniowe okno pogodowe, ale nie były to idealne warunki. Temperatura na szczytach wynosiła ok. 5-6 st C, cały czas wiał wiatr, niezbyt silny ale odczuwalny. Jeśli tylko zza chmur wyglądało słońce nie było problemu, bo temperatura odczuwalna była znacznie wyższa. Przy większym zachmurzeniu było raczej chłodno. Odczułem to szczególnie mocno pod koniec pierwszego dnia po zachodzie słońca. Miałem nadzieję dotrzeć do schroniska Migkotzidis około 22.00 ale ostatecznie byłem tam po północy. Miałem w planie dłuższy odpoczynek w tym miejscu, a nawet krótki (2h) sen. Cały czas miałem jednak w głowie dylemat: idąc dłużej w nocy nic nie zobaczę, a przecież jednym z motywów mojej wyprawy było podziwianie cudownych widoków wokół. To może jednak nie walczyć o rekord i zatrzymać się na dłużej w schronisku? Nocny chłód rozwiązał ten dylemat. Kiedy w końcu dotarłem do Migkotzidis zagrzebałem się pod sześcioma kocami, postanowiłem, że zdecydowanie odpoczywam do wschodu słońca, po ciemku nie idę dalej.
Peloponez
CZYTAJ DALEJ
wolność w górach
Schronisko Migkotzidis znajduje się niby w połowie trasy (ok 50 km) ale może to sprawiać mocno złudne wrażenie. Po pierwsze przewyższenia na tej pierwszej połówce są ponad dwa razy większe niż na drugiej (5160 do 2350m), po drugie ostatnie 17 km całej trasy to prawie nieustający downhill. Obciążenia wytrzymałościowe są rozłożone zdecydowanie nierównomiernie.
Można zatem powiedzieć, że wędrówka drugiego dnia to już sama przyjemność. Tym bardziej, że właśnie wtedy następuje niesamowite skumulowanie tego co najbardziej charakterystyczne dla całej tej przygody. Poczucie wolności. Teren w wielu miejscach nie jest bardzo stromy, cały obszar między Ag. Antonios, Metamorfosi i Frgou Aloni to prawie płaska zielona łąka. Nie ma ścieżek więc idziesz gdzie chcesz, nie ma większego znaczenia czy trochę bardziej w prawo czy w lewo. Rozglądasz się raczej gdzie jest jakieś kolejne stado dzikich koni i podchodzisz bliżej, żeby zobaczyć jak galopują lub patrzą zaciekawione.
Można też próbować gonić niezliczone kozice górskie, chociaż one wydają się jeszcze szybsze od koni. Kolejność zdobywania szczytów w tym rejonie jest w pewnym stopniu dowolna, kilka razy na żywo wprowadzałem poprawki w porównaniu do tego co było narysowane na mapie. Ciągle też wielkie wrażenie robi na mnie podejście na jeden z ostatnich szczytów – Kalogeros. Od strony Fragou Aloni i Rachi Achrani prawie na sam szczyt podchodzi się łagodnymi trawiastymi murawami (przetykanymi oczywiście ruchomymi kamieniami) aby dosłownie na kilka metrów przed wierzchołkiem zorientować się, że od drugiej, północnej strony Kalogeros obrywa się do Wawozu Enipeas prawie pionową 1500-metrową ścianą.
Ze szczytu do Litochoro jest 17 km, od Livadaki pojawia się nawet wygodna ścieka (dzięki Lazaros). Okazało się że zachowałem na koniec wystarczająco dużo siły, że byłem w stanie przebiec cały ten odcinek. Cudowne uczucie.
kilka słów o liczbach
Jeśli ktoś chciałby dokładnie policzyć te 55 szczytów to uprzedzam, że nie jest to możliwe. Po pierwsze, w książce Nikosa Nesisa, z której ta liczba jest zaczerpnięta jest bardzo wiele błędów, nie zgadzają się wysokości, a częściowo także nazwy szczytów. Z drugiej strony, coś co w terenie da się z pewnością za szczyt uznać w tej monografii jest pominięte. A żeby sprawę jeszcze bardziej zagmatwać, w najnowszym wydaniu swojego dzieła Nesis wymienia 68 a nie 55 szczytów.
Po drugie, próbując przejść trasę wzdłuż linii łączącej te szczyty, co najmniej kilka z nich musimy pokonywać dwukrotnie (tam i z powrotem), a w wypadku szczytu Kitros nawet trzykrotnie! Jeśli zatem na mojej trasie było 55 szczytów, podchodziłem z pewnością ponad 60 razy!
Niemniej jednak kluczowe wydają się pewne szczyty skrajne, które wyznaczają podstawowy przebieg głównych grzbietów, które trzeba pokonać i w tym sensie trasa wydaje się dosyć dobrze zdefiniowana, chociaż, w trakcie kolejnych prób i dyskusji będziemy chcieli pewnie wprowadzić jakieś małe korekty.
55 szczytów czeka na Ciebie
Mam wielka nadzieję, że dla wszystkich marzących o wielkiej przygodzie ale nie do końca zdecydowanych, ten tekst będzie pewną zachętą. Trasa 55 Peaks czeka na Ciebie! Można ja pokonać w wersji oryginalnej (Kokkinopilos – Litochoro), można w wersji zaproponowanej powyżej. Z pewnością można to zrobić zdecydowanie szybciej ode mnie (myślę że nawet poniżej 24h), można też podzielić trasę na cztery dni. Można iść solo, a może jeszcze lepiej z przyjaciółmi. Nie powinny się jej obawiać także osoby nie obyte ze wspinaczką skałkową. Trasa może być pokonana bez Stefani i Mytikas, ominiecie ich jest bardzo łatwe i nie powoduje żadnych logistycznych problemów, cała trasa zachowuje nawet większą jednorodność. Wersję z dwoma trudniejszymi szczytami można sobie zostawić na potem, po osiągnieciu większego obycia w wysokich górach.
Niech Zeus będzie z wami a Atena prowadzi po olimpijskich ścieżkach.
WIĘCEJ TEKSTÓW O OLIMPIE
Lost Trail
Na zapomnianych ściezkach na Olimpie
Olympus Mythical Trail
Doświadczenie graniczne
Goumarostali Vertical Mile
Z Prionii na Płaskowyż Muz