19 CZERWCA 2024 | PETRILO, AGRAFA | 14 MIN

Argithea Mountain Race

... czyli odkrywanie Agrafy

Argithea Mountain Race

czyli odkrywanie Agrafy. Relacja z zawodów

19 CZERWCA 2024 | PETRILO, AGRAFA | 10 MIN

N 39°16'15.7" E 21°35'45.3"

Jak zwykle jechałem na zawody na rowerze. Drugiego dnia po południu, po pokonaniu 90 kilometrów, pozostał mi ostatni, długi i stromy podjazd. Prawie 1000 metrów do góry, ale wierzyłem, że na kolację dotrę do Petrilo – miejsca startu i mety zawodów Argithea Mountain Race. W miarę jak coraz wolniej wspinałem się na strome zbocza, moja wiara nieco słabła. W końcu postanowiłem dokładnie sprawdzić na mapie, jak daleko jestem od celu. Jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że nie dojadę do Petrilo żadną łagodną  doliną. Muszę wspiąć się na przełęcz św. Mikołaja na wysokości 1500 m i zjechać 400 m w dół. Całkowity suma podjazdów to nie 1000 ale 1600 m, a dystans nie wynosi około 30 km, jak mi się wydawało, ale kilometrów 45. Nie dałem rady. Zanocowałem w opuszczonym hotelu, w środku lasu, gdzieś na wysokości 900 m. W Petrilo byłem następnego dnia, w sam raz na późne śniadanie. Ta początkowa przygoda najlepiej pokazuje jak bardzo nie doceniłem tych gór. Nie zdawałem sobie do końca sprawy, że przede mną rozciąga się Agrafa.

Jak zwykle jechałem na zawody na rowerze. Drugiego dnia po południu, po pokonaniu 90 kilometrów, pozostał mi ostatni, długi i stromy podjazd. Prawie 1000 metrów do góry, ale wierzyłem, że na kolację dotrę do Petrilo – miejsca startu i mety zawodów Argithea Mountain Race. W miarę jak coraz wolniej wspinałem się na strome zbocza, moja wiara nieco słabła. W końcu postanowiłem dokładnie sprawdzić na mapie, jak daleko jestem od celu. Jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się, że nie dojadę do Petrilo żadną łagodną  doliną. Muszę wspiąć się na przełęcz św. Mikołaja na wysokości 1500 m i zjechać 400 m w dół. Całkowity suma podjazdów to nie 1000 ale 1600 m, a dystans nie wynosi około 30 km, jak mi się wydawało, ale kilometrów 45. Nie dałem rady. Zanocowałem w opuszczonym hotelu, w środku lasu, gdzieś na wysokości 900 m. W Petrilo byłem następnego dnia, w sam raz na późne śniadanie. Ta początkowa przygoda najlepiej pokazuje jak bardzo nie doceniłem tych gór. Nie zdawałem sobie do końca sprawy, że przede mną rozciąga się Agrafa.

Argithea and Agrafa

Agrafa to najbardziej dziki i niedostępny region greckich gór. Znajduje się w centralnej części kraju, w dużym uproszczeniu w trójkącie miedzy miejscowościami Muzaki, Karpenisi i Arta. Tak narysowany na mapie trójkąt ma boki o długości około 60-70 km, jest to więc obszar kilkakrotnie większy niż masyw Olimpu czy całe Tatry (polskie i słowackie). Dane o liczbie mieszkańców nie są precyzyjne ale wg Wikipedii gminę Agrafa (mniejszą niż masyw górski Agrafa) zamieszkiwało w 2021 roku 5983 osób, co daje średnią gęstość zaludnienia na poziomie 6,5 osoby/km2 (!). Przytoczone liczby nie dają jednak pełnego obrazu jak bardzo niedostępny i odosobniony jest to obszar. Współcześnie w Agrafie są drogi asfaltowe (mimo, ze czasami zmieniają się w drogi gruntowe), jednak mieszkańcy wielu miejscowości muszą jechać do najbliższego sklepu albo stacji benzynowej dwie godziny (!) w jedną stronę. O tym że ciągle jesteśmy w Grecji, najlepiej świadczy jednak fakt, że na tym dwugodzinnym odcinku z domu do sklepu lokalni mieszkańcy mają cztery tawerny do dyspozycji!
Argithea, od której pochodzi nazwa zawodów, to region w północnej części Agrafy, a najdłuższy dystans – 30 km – mimo że zawiera sześć wybitnych szczytów, ma na mapie Agrafy kształt śmiesznie małego kółka gdzieś na północnych rubieżach tego górskiego świata. Dość powiedzieć, że główny organizator zawodów z łatwością narysował – i przebiegł jako indywidualne projekty – trasy: Agrafa 150 km i Agrafa 300 km, ciągle pozostając w obrębie najbardziej dzikiego w Grecji regionu. Góry Agrafy nie są może najwyższe (przekraczają lekko 2000 m) ale strome stoki i bardzo głębokie doliny rzek decydują o wyjątkowej niedostępności regionu. Trudno się zatem dziwić, że ludowa etymologia tłumaczy nawę Agrafa jako a-grafa, czyli nieopisana. I rzeczywiście, Agrafa nie została jeszcze do końca odkryta. Spróbujmy zatem nieco ją przedstawić z perspektywy biegacza i eksploratora.

jak zorganizować zawody w Grecji

Pojechałem na zawody Argithea Mountain Race głównie ze względu na osobę głównego organizatora – Sotirisa Filipou, który jest znakomitym wcieleniem greckiego organizatora biegów górskich. Co bowiem robi taki organizator w Grecji? Nie zajmuje się marketingiem i sprzedażą zawodów, nie szuka desperacko sponsorów, nawet logistyka zajmuje go w małym stopniu. Grecki organizator biegów górskich buduje i sprząta ścieżki. Bez tego  zawody nie mogłyby się odbyć. Wszystkie góry greckie są dzikie, ruch turystyczny jest tu minimalny, a ścieżki zarastają w mgnieniu oka. Nawet na tym tle Agrafa wygląda jak zupełna terra incognita. Kiedyś było tu rozwinięte pasterstwo i tysiące owiec, kóz i krów, a więc mnóstwo ścieżek. Jednak pasterstwo zniknęło kilkadziesiąt lat temu, a bez niego przestały istnieć ścieżki.  Sotiris wymyślił te zawody, zamieszkał na stałe w Agrafie i od dwóch lat szuka starych ścieżek, odnawia je, a głównie buduje od podstaw i utrzymuje żeby nie zarastały trawą i krzakami. Ciągle poszukuje też nowych, bardziej atrakcyjnych fragmentów, odnawia i zabezpiecza ujęcia wody (jest ich tu bardzo dużo), a nawet buduje nowe „szałasy pasterskie” z kamienia, teraz jako schronienie dla nielicznych turystów. Jak tu nie wspierać takiego pasjonata gór bez reszty oddanego pracy dla innych?

Argithea Mountain Race

Co zatem oferuje Argitea Mountain Race? Do wyboru są trzy dystanse, plus vertical i bieg dla dzieci. Mimo zmęczenia dwudniowym zdobywaniem przełęczy św. Mikołaja, zdecydowałem się na start w verticalu w sobotę i w głównym dystansie Argithea Skyrace 30 km w niedzielę. Oczywiście, ze  sportowego punktu widzenia, nie była to najlepsza decyzja. 700-metrowy vertical (na odcinku 3,6 km) w przeddzień głównych zawodów nigdy nie jest najlepszą formą przedstartowego odpoczynku, ale przecież byłem pierwszy raz w Agrafie i nie mogłem się doczekać kiedy zacznę ją lepiej poznawać. Poza tym przyjechali moi przyjaciele, a wspólny bieg z Panagiotą to zawsze wielka przyjemność. Trasa zaczyna się w wiosce Petrilo, głęboko w dolinie i prowadzi gdzieś na zbocza góry Aforismeni, do miejsca niczym specjalnym się nie wyróżniającego, może poza oszałamiającym widokiem we wszystkich kierunkach. Tak jakby organizator wymierzył dokładnie 700 m przewyższenia i postanowił oszczędzić nam dalszej udręki, decydując, że 700 m to dokładnie tyle, ile trzeba na idealną rozgrzewkę pierwszego dnia zawodów.

Lakos Vertical

Trasa na początku jest stroma i prowadzi przez gesty jodłowy las. Pod koniec przestrzeń się otwiera, jest intensywnie zielone morze traw, przetykane od czasu do czasu kępami drzew. Krajobraz znany mi dobrze z wielu miejsc, gdzie las wraca na miejsca zabrane mu kiedyś przez owce i kozy, ale ciągle robiący niesamowite wrażenie. Tym bardziej, że drzew jest tu ciągle mało, dominują kwitnące łąki, więc nic nie przesłania widoków. Zarówno w lesie jak i wyżej, w piętrze alpejskim, poruszamy się wąską, świetnie utrzymaną (bo wybudowaną kilka tygodni wcześniej) ścieżką. Tylko 3,6 km więc biegniemy cały czas, nawet w tych najbardziej stromych miejscach, pod koniec nawet szybciej, bo teren na otwartej przestrzeni nieco się wypłaszcza. Na koniec mamy z Panagiotą dużo radości, bo widząc bramę z pomiarem czasu i dopingujących przyjaciół, ścigamy się kto pierwszy na mecie.
Ten vertical pierwszego dnia  świetnie definiuje to co spotkałem w Agrafie w trakcie głównych zawodów w niedzielę i przez kilka następnych dni, kiedy włóczyłem się po trasach, nie mogąc rozstać się z tak niesamowitym miejscem: głębokie doliny porośnięte potężnymi drzewami szpilkowymi i ogromna ilość otwartych przestrzeni wyżej. Wszystko przy tym bardzo zielone, bo wszędzie dużo wody, źródeł i małych rzek. Jeśli komuś ten obrazek nie przypomina klasycznej Grecji, to jest blisko prawdy. Nawet dna dolin rzecznych w sercu Agrafy przebiegają bardzo wysoko, około 1000 m n.p.m. i dlatego nie ma tam prawie lasów liściastych. Nie ma też cykad, pomarańczy, oliwek ani awokado. Jest za to ogromnie dużo czereśni, a temperatura w czerwcu była o wiele bardziej umiarkowana niż na równinach.

Tsimi (1911, po prawej) na trasie Argithea Skyrace. Góra w tle to Karava (2184) - najwyższy szczyt całej Agrafy

Argithea Skyrace

Niedzielny start głównego dystansu 30 km (i wszystkich pozostałych) zlokalizowany jest również w Petrilo ale w innej jego części, chyba ważniejszej, bo budynków jest tu więcej, a baza zawodów i meta znajdują się na dużym placu między budynkiem dawnej szkoły a kościołem. Początek trasy pokrywa się w dużym stopniu z sobotnim verticalem. Tyle tylko, że zaczynamy po drugiej stronie doliny, więc na początek musimy zbiec na dół i przebiec przez rzekę.  Do siedmiuset metrów przewyższenia z verticala dodajemy extra 100 na początek. Do tego podbieg nie kończy się gdzieś na zboczu jak wczoraj, biegniemy dalej do góry, aż na sam szczyt Tsimi. To daje 1000 metrowy podbieg na początek, a wszystko na odcinku około 8 km! To się nazywa zacząć zawody z przytupem.
Ze zdziwieniem obserwuję, że nie idzie mi tak dobrze jak wczoraj. Nie biegnę już wszystkich stromych odcinków, z trudnością utrzymuję się tuż za moją biegową partnerką Panagiotą i rozpaczliwie próbuję oszczędzać siły na zbiegi. Zawody Argithea Skyrace reklamowane były czasami jako bieg sześciu szczytów. W żaden sposób nie mogę się tych sześciu szczytów doliczyć, wydaje mi się że jest ich znacznie więcej, albo znacznie mniej, ale rachuba jest nieco trudna, bo w kilku przypadkach nie wbiegamy na same wierzchołki, trawersując strome zbocza. W mojej pamięci pozostały właściwie tylko dwa potężne masywy: ten początkowy Tsimi, z  1000-metrowy podbiegiem i Voutsikaki (2154) na 20-tym kilometrze zawodów, z krótkim ale absurdalnie stromym podejściem. Między nimi rozciągał się bardzo biegowy, 12-kilometrowy, stosunkowo płaski (skoro moja Strava twierdzi, że najniższa punkt w tej sekcji położona jest na wysokości 1472 m) odcinek otwartej przestrzeni z cudownymi widokami we wszystkich kierunkach i nieskończoną ilością odcieni zieloności. Ścieżki są miękkie, czasami to tylko trawa wystrzyżona w miejscu gdzie przebiega nasza trasa, biegniemy zatem jakby po wielkiej łące.   Dobrze, że kilku fotografów ulokowało się właśnie w tym miejscu, mamy piękną pamiątkę z zawodów.

Panagiota i ja na ostatnich metrach Lakos Vertical

Sił mam już niewiele, ale na zbiegu udaje mi się wyprzedzić kilka osób. Jednak wspomniany powyżej Voutsikaki skutecznie drenuje mnie z prawie całej energii. Bezradnie patrzę jak wyprzedzają mnie kolejni zawodnicy. Podejście ma tylko 950 m długości i 300 m różnicy poziomów ale jego przejście zajmuje mi ponad 28 min. W myślach chwalę Sotirisa, że teraz będzie już tylko zbieg. I rzeczywiście, z Voutsikaki do mety jest prawie 10 km. Ponownie 1000 metrów różnicy poziomów i prawie cały czas w dół. Na początku wąska, stroma i prawie niewidoczna ścieżka, później (jak twierdzi organizator) kalderimi – czyli tradycyjna grecka droga kamienna, ale chyba najgorzej zachowana ze wszystkich, którymi biegłem nad Morzem Egejskim, na koniec las i super szybka droga gruntowa. Tradycyjnie ekscytujący jest też ostatni odcinek przez wioskę, wąską, kamienną ścieżką, wijącą się między domami w ten sposób, że trudno uwierzyć, że za zakrętem jest jakieś przejście. Ostatnie metry to jakiś ostateczny „żart” Sotirisa – żeby dotrzeć na metę trzeba wspiąć się na główny plac Petrilo, po dwudziestu stromych stopniach!
Kończę po 4 godzinach i 34 minutach, zajmując 17 miejsce na 125 zawodników, którzy ukończyli zawody. O 10 pozycji gorzej niż na verticalu. Co ciekawe Strava ocenia mój występ nieco lepiej niż ja sam. Okazuje się, że zbieg z Voutsikaki na metę zajął mi dokładnie 1 godzinę i 17 sekund, co jest 5 wynikiem wśród wszystkich startujących.

Agrafa wszędzie wokoło

Zostałem w Agrafie przez następne cztery dni. Pretekstem była pomoc w sprzątaniu tras, ale tak naprawdę chciałem po prostu być tam dłużej. Przeszedłem/przebiegłem ponownie całą trasę zawodów Argithea Skyrace, częściowo w tym samym kierunku, jeden fragment w odwrotnym. Strome podejście pod Voutsikaki, które tak mnie zniszczyło w tracie zawodów, przebiegłem w 17 minut. Słuchałem opowieści Sotirisa, oglądałem wielkie osuwiska skalne, które czasami tworzą w regionie duże jeziora, zwiedzałem miejscowe tawerny, poznawałem ludzi. Cieszyłem się, że w drodze powrotnej czeka mnie ten potężny zjazd rowerowy z przełęczy św. Mikołaja do Muzaki, gdzie musiałem czasami używać hamulców żeby nie wyprzedzać samochodów. W czasie tego zjazdu czułem jak coraz niżej robi się coraz cieplej. Na równinach Tesalii było 35 stopni w cieniu i grały cykady. Ponownie byłem w prawdziwej Grecji. I zacząłem już tęsknić za Agrafą.

Argithea Mountain Race
Dystans: 30 km.
Przewyższenie: +2000/-2000 m.
Data: 15-16 czerwca 2024.
Dodatkowe dystanse: 13 km, +700 m; 5 km, +100 m; Vertical +700 m
Start/Meta: Petrilo/Agrafa, Grecja

Grupa przyjaciół na mecie Lakos Vertical, pierwszego dnia zawodów Argithea Mountain Race

WIĘCEJ POSTÓW O BIEGANIU W GÓRACH GRECJI

Lost Trail

Na zapomnianych ścieżkach Olimpu

Kalderimi

Kamienna droga na Krecie

Moje 55 szczytów

2000+ na Olimpie

ZOBACZ TAKŻE

Scroll to Top